„Dwa kroki” zza więziennego muru do dzieci

 

Co robić z dziećmi, które mają rodzica w więzieniu? Jak pracować z osadzonymi, żeby po wyjściu na wolność byli lepszymi rodzicami? Siedlecka Caritas prowadzi w tutejszym zakładzie karnym program o nazwie „Dwa kroki”, który ma pomóc w odbudowie relacji rodzinnych i przeciwdziałać przemocy między najbliższymi.

„Dwa kroki” to program pilotażowy, którego realizacja jeszcze trwa i za wcześnie na ocenę jego skuteczności. Ale samo założenie jest na tyle nowatorskie, że zainteresowało się nim już kierownictwo Służby Więziennej i jeśli pomysł wypali, to możliwe, że będzie zastosowana również w innych placówkach penitencjarnych w kraju. Dotychczas bowiem w pracy resocjalizacyjnej kładziono duży nacisk na walkę z uzależnieniami, a tutaj w centrum stają relacje rodzinne.

Z grubsza polega to na tym, że osadzeni mają specjalne zajęcia, gdzie po prostu uczy się ich, jak być ojcami. Jak nawiązywać i podtrzymywać relacje z dziećmi, jak okazywać im uczucia, jak o nie dbać. Uzupełnione jest to doradztwem zawodowym i edukacją finansową (aby na wolności wiedzieli, jak znaleźć sobie uczciwe zajęcie) i znaną już wcześniej terapią uzależnień. Druga część programu jest adresowana do rodzin. Tu również fachowcy uczą sztuki rozmowy, rozwiązywania konfliktów i podtrzymywania normalnych relacji. Program jest realizowany od kilku miesięcy i obejmuje kilkadziesiąt osób. – W „klubie ojca” jest około 20 mężczyzn. Tym samym do programu są włączone również ich rodziny, przez co krąg objętych oddziaływaniem rozszerza się już do ok. 80 osób. Mamy nadzieję, że ta liczba będzie się jeszcze zwiększać. Pracę zaczęliśmy w kwietniu i początkowo było tak, że ludzie zgłaszali się ze zwykłej ciekawości. Teraz są to już trwałe grupy w zespole terapeutycznym, w „klubie ojca”, czy w zespole Caritas. Jeżeli chodzi o rodziny, to często sami osadzeni dzwonią do swoich rodzin i mówią: „idź na Budowlaną, przedstaw naszą sytuację, tam ci pomogą”. I te kobiety się zgłaszają – mówi Elżbieta Szopka, koordynator projektu.

O tym, że coś takiego jest potrzebne, świadczą obserwacje poczynione przez dyrektor siedleckiego domu dziecka, Katarzynę Graniszewską. Niektórzy rodzice przebywających tam dzieci odbywali lub nadal odbywają karę pozbawienia wolności. Nie wszyscy są jednak zainteresowani kontaktem z nimi. A jeśli nawet korzystają z udzielanych im w tym celu przepustek, to podczas wizyt nie wypadają w roli rodziców najlepiej: – Taki ojciec przebywa u nas w placówce przez kilka godzin, ma wyznaczoną salę na spotkanie. Nasz personel jest niedaleko, ale nie ingeruje w sposób realizacji tego czasu. Widzimy jednak, że ci ludzie nie mają kompetencji wychowawczych, by zająć się własnym dzieckiem. Chodzi o to, żeby te kontakty czuli, mieli potrzebę przytulenia dziecka, potrafili się z nim bawić, wykazali jakąkolwiek inicjatywę. A często siedzą na fotelu i czekają, co zrobi dziecko.

Bywa i gorzej – są tacy, co zainteresowanie symulują. Zbierają skrzętnie jego materialne dowody, a kiedy już uzyskają na tej podstawie przedterminowe zwolnienie, znikają z horyzontu i więcej już nikt ich nie ogląda. Takie historie zna ze swojej praktyki również Renata Cieszko, zastępca kuratora okręgowego przy Sądzie Okręgowym w Siedlcach: – Niestety bywa tak, że rodzina i dzieci są tylko pretekstem do tego, by wyjść poza mury więzienia. Jeżeli osadzony nie przejdzie w zakładzie karnym gruntownej terapii, to są słabe szanse na to, że zmieni swoje postępowanie tylko z racji odbycia kary.

Program „Dwa kroki” jest więc ruchem w dobrym kierunku. O jego efektach będzie można coś powiedzieć, gdy przechodzący teraz owe kursy i terapie osadzeni wyjdą na wolność. Ale próbować trzeba. – Próbujemy uświadomić skazanym, że przebywanie za murami nie zwalnia ich z obowiązku dbania o własne dziecko i o relacje z najbliższymi. My też zauważamy, że ich kompetencje w tym zakresie są niewystarczające. Po to jest właśnie ten program: żeby nauczyli się właśnie tutaj, w więzieniu, jak rozmawiać z dzieckiem, jak spędzać z nim konstruktywnie czas. Chodzi o to, żeby mieli te relacje lepsze, kiedy już opuszczą więzienie. Nie zakładamy oczywiście, że wszyscy staną się wspaniałymi tatusiami. Chcielibyśmy tego, ale pewnie tak nie będzie. Chcemy jednak pokazać, jak te relacje rodzinne właściwie budować – mówi porucznik Marta Kuźma z zakładu karnego w Siedlcach. Nawet jeśli tylko kilku na kilkudziesięciu uczestników programu po wyjściu na wolność coś w swoim życiu dzięki niemu wyprostuje, to już będzie dobrze.

Gwoli sprawiedliwości, za murami są i tacy, którzy relacje z rodzinami utrzymują i przekonywać ich do tego specjalnie nie trzeba. W więziennym pokoju widzeń jest część do spotkań z dziećmi i niektórzy osadzeni z tego korzystają – a matki te dzieci na spotkania przyprowadzają. Oczywiście dotyczy to tych, które nie próbują ukrywać przed dzieckiem faktu, że tata odbywa karę pozbawienia wolności. Renata Cieszko uważa, że często spotykane kłamstwa o wyjeździe ojca do pracy za granicę nie mają sensu: – Prędzej czy później nastąpi brutalne zderzenie z prawdą, przekazaną przez rówieśników, którzy dowiedzą się jej od swoich rodziców. Lepiej więc, jak powie o tym matka, dostosowując formę do wieku i etapu rozwojowego dziecka. Rówieśnicy nie są delikatni, mogą wykrzyczeć taką informację podczas kłótni czy bójki, kiedy to jeszcze bardziej zaboli i uderzy.

Na pierwsze podsumowania „Dwóch kroków” przyjdzie czas za kilka miesięcy, a na rzetelną ocenę efektywności – za kilkanaście miesięcy lub nawet kilka lat. Próba naprawiania więzi rodzinnych zepsutych przestępstwem i nadszarpniętych karą pozbawienia wolności wydaje się jednak dobrym pomysłem. Stąd spore zainteresowanie Służby Więziennej, instytucji pomocy społecznej i działających na tym obszarze organizacji pozarządowych.